Udana wycieczka do Florencji i Wenecji.
Okazuje się, że przez pięć tygodni nie było aktualizacji moich zmagań z serią Assassin’s Creed. Niestety, czynniki zewnętrzne skutecznie odciągały mnie ostatnio od konsoli, dlatego na skończenie dwójki potrzebowałem aż miesiąca (napisy końcowe oglądałem równo tydzień temu).
Z radością muszę przyznać, że dwójka zestarzała się w dobrym stylu. To wciąż jedna z najlepszych gier z otwartym światem, w jaką przyszło mi zagrać i w pełni zasługuje na powszechne miano bycia najbardziej udaną częścią serii. Oczywiście nie będę recenzował 5-letniej gry, napiszę tylko o tym, co szczególnie zwraca uwagę ogrywając Assassin’s Creed II bezpośrednio po skończeniu jedynki.
Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy (a właściwie w uszy) to muzyka. W jedynce było w tym aspekcie niemrawo – ciche i niewpadające w ucho dźwięki wybijały się jedynie w trakcie pościgów. W AC2 to już element znacznie umilający eksploracje miast, na czele z przegenialnym „Ezio’s Family”. Przydałaby się jedynie jej większa różnorodność, ponieważ pod koniec gry byłem soundtrackiem już lekko znudzony.
Rys historyczny
Jednym z powodów, dla których przejście dwójki zajęło mi aż dwadzieścia kilka godzin było czytanie opisów postaci i budynków rozsianych po Florencji i Wenecji. Odwzorowanie znanych włoskich budowli z tamtego okresu nadal robi wrażenie i bardzo cieszyło mnie, że od tej części Asasyna w grę zostały wbudowane mechanizmy ułatwiające zdobywanie wiedzy na temat eksplorowanych przez nas zabytków.
Fabułę rewelacyjnie ożywiło wprowadzenie postaci doskonale znanych z historii. I choć konstruowanie ulepszeń dla Asasynów przez Leonarda da Vinci czy walka z Papieżem Borgią mogą nieco śmieszyć, ja wciąż będę bronił tego rozwiązania. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, jak często gry z otwartym światem rozgrywane są na terenie Stanów Zjednoczonych pozbawionych tak bogatej historii jak Stary Kontynent.
Elementem bardzo często pomijanym w rozmowach o serii Assassin’s Creed są jego powiązania z faktami historycznymi. Poprzez umieszczenie tajemnych glifów, w grę wbudowano zagadki wzbogacające uniwersum Asasyna o wydarzenia znane z prawdziwej historii. Wykorzystano tutaj znane teorie spiskowe.
Jedna z takich historii dotyczy Nikola Tesli, który swoje wynalazki traktował jako służbę ludzkości i domagał się m.in. darmowego dostępu do elektryczności dla wszystkich. Po jego śmierci w 1943 r. zapiski Tesli zostały utajnione i przejęte przez Biuro Alien Property Custodian. Zapiski listów w grze sugerują, że Templariusze w osobie Thomasa Edisona oraz Henry’ego Forda robili wszystko, by pozbawić wynalazcę wiarygodności i odciąć go od finansowania.
Każda z 20 zagadek ma ukryty głębszy sens i gorąco polecam ich analizę w serwisie Zakon AC.
Naganna praktyka z DLC
Tak się składa, że Ubisoft ma na koncie wiele brzydkich praktyk związanych z DLC-kami. Szerokim echem odbiło się wycięcie zakończenia Prince of Persia z 2008 i udostępnienie zawartości w formie płatnego dodatku, tymczasem bardzo podobny zabieg spotkał Assassin’s Creed II.
Gra składa się z 14 rozdziałów (zwanych sekwencjami), a z powodu „błędu Animusa”, mając podstawową wersję AC2 nie jesteśmy w stanie uzyskać dostępu do 12 oraz 13 sekwencji. Tak się składa, że wersja gry, którą posiadam ma dodatki wbudowane już w fabułę i pierwszy raz miałem okazje je ograć.
Dodatkowe fragmenty zdecydowanie nie powalają, jeśli spojrzeć na nie z punktu widzenia rozgrywki. Pierwszy z nich skupia się przede wszystkim na walce, drugi zaś to rozbudowana misja polegająca na zabójstwie 9 osób. Bez nich końcówka fabuły gry mocno się jednak rozmywa.
Na koniec odnotuję jeszcze, że podobnie jak w jedynce czuć kryzys środka (choć nie tak potężny), a gra cierpi na typową przypadłość gier z otwartym światem w postaci słabej efektowności oskryptowanych elementów na silniku gry. Widać z perspektywy czasu, że kolejne części lepiej realizują ten element.
Teraz czas na AC: Brotherhood – najgorszą część serii, z dotychczas przeze mnie ogranych. Może być ciężko, przede wszystkim ze względu na to, że różnica pomiędzy dwójką, a wydanym rok później Brotherhoodem jest najmniejsza w całej historii kolejnych części Assassina.
Komentarze (9)
Jeśli uważasz, że Brotherhood jest najgorszy to prawdopodobnie nie grałeś w Revelations :)
Grałem :). Revelations fabularnie wydawało mi się mocniejsze, ciekawe było połączenie wątku Altaira i Ezio.
A mnie ta część znużyła do tego stopnia, że w sumie niewiele pamiętam z fabuły...
Najbardziej jestem ciekawy trójki, po której wszyscy tak ostro jadą...
Dla mnie najgorszą częścią jest AC3, ale nie grałem w 4.
Ja w trójce wytrzymałam jakieś 20 minut, sam początek... Chyba nastąpiło u mnie zmęczenie materiału albo wciąż byłam pod złym wrażeniem Revelations. Może za wcześnie się poddałam, ale raczej już nie zrobię drugiego podejścia.
Podziwiam...ja odpadłem po zagraniu w AC1. Ta gra nie miała w sobie nic ciekawego, no i ile można rzucać się w siano. Później wróciłem do serii za pomocą Ps+ i AC3. Gorzej zrobionej gry to na serio na oczy nie widziałem. Fabularnie było okej ale poziom techniczny zostawiał wiele do życzenia. Bug na bugu i nic więcej do tego dropy klatek bez większej przyczyny jak w Fallout: New Vegas.
To tak naprawdę ominęła cię najlepsza część Assassinów, dwójka.
A mnie się Brothrhood bardzo podobał bo było w nim jeszcze więcej zawartości niż w ACII. A nic bardziejnie cieszy niż bogatszy świat w otwartym świecie gry. Problemem może być tylko kończenie wszystkich asasynow jeden po drugim co wypaczy ci ocenę końcową. Inaczej gra się w tytuł ktory lubisz, podobał ci się i miałeś 1 albo 2 lata przerwy. Wtedy chłoniesz :)