Redaktor GRY-Online.pl i tvgry.pl znany m.in. z poczucia humoru oraz unikatowej prezentacji materiałów wideo.
Adrian Palma: Jako że każdą rozmowę wypada przynajmniej miło zainicjować, zacznę od stwierdzenia, że znajdujesz się ostatnio na fali wznoszącej. Odnoszę wrażenie, że od kiedy zacząłeś regularnie pojawiać się na tvgry, z nieco anonimowej postaci przerodziłeś się w poważanego autora. Z dnia na dzień zbliżasz się do grona czołowych polskich dziennikarzy growych, stajesz się coraz bardziej popularny i coraz więcej osób liczy się z Twoimi opiniami.
Zanim jednak przejdę do tego, kim jesteś obecnie, bo z tego pewnie większość czytelników zdaje sobie sprawę, chciałbym cofnąć się w czasie. Jak i kiedy zacząłeś swoją przygodę z branżą? To od początku była dla Ciebie pełnoetatowa praca pod skrzydłami GRYOnline czy może zaczynałeś pisać o grach na innych zasadach albo w innym miejscu? Pragnąłeś to robić od zawsze, wspinając się po kolejnych szczeblach branży aż na szczyt czy może jesteś tu gdzie jesteś i robisz to co robisz bardziej przez przypadek?
Szymon Liebert: Dzięki za miłe słowa, chociaż boję się tego całego wdrapywania na szczyt i gonienia peletonu. Wolałbym raczej stać z boku i obserwować jak inni się męczą z budowaniem swoich karier, sławy, czy czegokolwiek im tam trzeba. Faktem jest jednak to, że pisząc teksty przez parę lat dla GRYOnline mało kto mnie kojarzył. Nie żeby było mi z tym źle, to taka specyfika stron o grach – zwykle autor tekstów nie jest zbyt eksponowany. Teraz staramy się to trochę zmienić, między innymi właśnie na tvgry, gdzie często pojawiają się ludzie z innych działów niż wideo.
Ale wracając do pytania o początki. Pierwsze teksty pisałem pod koniec lat 90. XX wieku dla nieistniejącego już serwisu strefa.pl. Zwerbował mnie tam jeden z pracowników, chyba po tym jak wysłałem zapytanie o hosting mojej amatorskiej strony o Might & Magic VI (stworzyłem ją raczej z fascynacji internetem, a nie samą grą). Później pisałem na paru serwisach – większość z nich już nie istnieje. Na GRYOnline zacząłem pisać w 2008 roku, bo po prostu szukałem formy dorobienia sobie – jeszcze studiowałem, więc miałem relatywnie dużo wolnego czasu. Wysłałem CV, jakiś próbny poradnik i zaczęliśmy współpracę. Początkowo byłem autorem poradników, ale na GOLu jest tak, że jeśli chcesz i potrafisz, możesz realizować inne rzeczy. A roboty jest od groma – newsy, teksty, opisy itd. – naprodukowałem tego kilkaset albo i więcej.
Przypadek to więc nie był, ale też nie miałem jakiegoś wielkiego planu. Myślę, że robię dalej to co robię, bo na GOLu było i jest mi dobrze – to fajna grupa ludzi i profesjonalny serwis. Po drugie, mimo wielu minusów, o których pewnie będziemy jeszcze rozmawiać, ta praca ma dla mnie dużo zalet. Lubię grać dużo, lubię pisać o grach, lubię robić filmy – może mógłbym zarabiać więcej w innej części branży growej, ale jak dotąd nie było to dla mnie najważniejsze. W pewnym sensie jest to wymarzona robota. Dlatego też od lutego tego roku jestem pełnoprawnym redaktorem i producentem wideo na tvgry.
AP: Jako jedna z niewielu osób w Polsce żyjesz z pisania o grach, mówienia o nich i ich prezentowania. Nie chcę skupiać się wyłącznie na minusach tego zajęcia, o których wspomniałeś, chciałbym generalnie dowiedzieć się, jak wygląda Twoje życie zawodowe – w końcu jesteś unikatem. Podejrzewam, że w wymiarze czasowym nie różni się ono drastycznie od typowej pracy, to znaczy spędzasz standardowe osiem godzin dziennie w siedzibie GRYOnline w Krakowie, a w weekendy odpoczywasz, tak?
Co dokładnie należy do Twoich obowiązków? Co najbardziej lubisz w tym zajęciu, a co sprawia Ci najwięcej trudności i nieprzyjemności? Oraz, żeby jeszcze bardziej podwyższyć szablonowość tej serii pytań: masz jakieś najmilsze wspomnienie związane stricte z pracą dla GRYOnline? Może retrospekcja jakiegoś redakcyjnego wyjazdu, może jakiś kontakt ze społecznością portalu albo po prostu moment, w którym uświadomiłeś sobie, że z całego serca kochasz to, czym się zajmujesz?
SL: Praca trochę się jednak różni, bo w zasadzie jestem w rozjazdach. Głównie pracuję w domu w Katowicach, bo tu mogę grać, pisać i montować filmy. Od jakiegoś czasu regularnie wpadam do redakcji w Krakowie, żeby nagrywać wspólne materiały i ogólnie obgadać pomysły z resztą ekipy, co akurat robię z przyjemnością, bo jak mówiłem ludzie są bardzo fajni i mocno wkręceni w temat gier. Do tego dochodzą przeróżne wyjazdy na pokazy gier i ewentualnie imprezy w stylu Digital Dragons, gdzie muszę taszczyć statyw i kamerę. Nie jest to więc typowa praca w jednym miejscu przez określoną liczbę godzin, ale mi się to podoba – w licznych podróżach autobusem, pociągiem czy samolotem mogę posłuchać okropnych audycji radiowych oraz rozterek współpasażerów.
Co do obowiązków, od paru miesięcy głównie realizuję materiały wideo. Od czasu do czasu piszę też teksty o danej grze – zwykle są to recenzje, bo od kiedy zajmuję się filmami, mam za mało czasu na newsy czy poradniki. Zabrzmi to może śmiesznie, ale najmniej lubię formatowanie i redagowanie tekstu, czyli poprawianie literówek czy szukanie obrazków – to dla mnie taka przykra konieczność. Podobnie jest z montowaniem, chociaż tu bywa różnie. Montaż filmów to często żmudna i nudna robota, w której przeszkadza wiele kwestii powiedzmy technicznych, np. wolno działający sprzęt i ciągnące się w nieskończoność renderowanie (przy dużych plikach trudno tego uniknąć). Z drugiej strony, właśnie w montażu często robi się najzabawniejsze rzeczy, więc daje to sporo satysfakcji.
Lubię właśnie robienie śmiesznych, czy może abstrakcyjnych filmów – jak np. materiał o Symulatorze Farmy. Przyznam, że gra mnie wynudziła i kombinując jak zrobić z niej atrakcyjny materiał wpadłem na najgłupszy pomysł z możliwych – że zrobię audycję radiową z piosenkami dla farmerów pod muzykę z gry (nie, nie umiem śpiewać). Poza tym bardzo fajnie nagrywa się filmy z resztą redakcji tvgry. Del to stary wyjadacz ze świetnym poczuciem humoru, Kacper – rozkminiacz różnych podsystemów, jakimi rządzą się gry, a Jordan – miłośnik komiksowo-growej części popkultury płynącej z Japonii, ale nie tylko. Razem stanowimy swoistą „fantastyczną czwórkę” i myślę, że jeszcze podbijemy świat jakimś idiotycznym pomysłem na miarę Flappy Bird.
AP: Skoro wspomniałeś, że obecnie skupiasz się głównie na tworzeniu filmików, zastanawia mnie, czy miałeś wcześniej jakieś doświadczenie w produkcji wideo. Jeśli nie, to jak dużo czasu zajęło Ci opanowanie jej tajników na zadowalającym, profesjonalnym poziomie? Sam uczyłeś się wszystkiego czy ktoś Ci w tym procesie pomagał? Jak na początku radziłeś sobie z mikrofonem i kamerą, odnalazłeś się w tym nowym świecie od razu? Przejście z tworzenia wyłącznie tekstów do produkowania materiałów filmowych, zarówno w zaciszu pokoju, jak i w terenie na tak wysokim poziomie jak Ty obecnie nie wydaje się łatwym zadaniem i znam wiele osób, które z nim sobie zwyczajnie nie poradziło.
SL: Moje zainteresowanie filmami wzięło się chyba z dwóch źródeł, z których jedno może być trochę zaskakujące. Pewnego dnia odkryłem, że filmy robią Rock i Rojo, z którymi jakoś tam się zetknąłem w pracy. Weźmy za przykład Rocka – z naszych nielicznych rozmów wnioskowałem, że to człowiek sympatyczny, ale raczej nieśmiały. Zaskoczyło mnie więc to, że stosunkowo szybko wyrobił sobie warsztat występowania przed kamerą – pomyślałem, że skoro on może to i ja się w tym odnajdę. Ustawiłem telefon w doniczce na parapecie, podpiąłem do niego zestaw słuchawkowy, odpaliłem Skyrima i nagrałem bezsensowny film, w którym włażę na górę i gadam o tym, że fajnie się włazi na górę. Zmontowałem to w testowej wersji Corel Video Studio X4 Pro i wrzuciłem na YouTube. Później tą samą metodą eksperymentowałem z jakimś programem o newsach (nazwałem to „newsy przy kawie”, bo piłem dużo kawy) i zacząłem let’s playa o Dark Souls, kręconego z Xboksa 360 przy pomocy karty TV za 10 złotych. Jakość głosu i obrazu była nijaka, ale na tyle znośna, że ktoś to oglądał.
Równoległy impuls przyszedł z GRYOnline, gdzie starano się rozwijać wideo. Do kręcenia przeglądów newsów zachęcał mnie Przemek Bartula, znany też jako Łosiu, który w sumie jest takim moim mentorem w serwisie. To on zaproponował mi pisanie Fleszy dla tvgry – przeglądu newsów, który później ktoś odczytywał i realizował. Po jakimś czasie Krzysiek Gonciarz z tvgry zaprosił mnie do jakiegoś gościnnego filmu i widząc moją zajawkę do wideo zaproponował kręcenie filmów. Robiłem sporadycznie materiały z cyklu „Gramy!”, serię o grach niezależnych. Krzysiek dał mi parę wskazówek, np. odnośnie sprzętu. Pamiętam, że szukając mikrofonu odkryłem 50% przecenę na Blue Yeti na Amazonie i powiedziałem o niej Krzyśkowi – połowa polskiego YouTube wtedy go zamówiła.
Nagranie i zmontowanie filmu jest dzisiaj w zasięgu każdego – kamery znajdują się nawet w pralkach, programy do edycji są tanie jak barszcz. Oczywiście występowanie przed kamerą łatwe nie jest, więc starałem się robić dużo materiałów – gadałem jak najwięcej, żeby wyrobić sobie jakąś swobodę. Do testów wykorzystywałem YouTube, gdzie też można było eksperymentować z formą i po prostu się wygłupiać. Na moim kanale można też zobaczyć praktycznie całą drogę rozwoju – od pierwszych filmów do teraz.
Dzisiaj oczywiście umiem więcej niż wtedy, ale nie powiedziałbym, że jestem ekspertem w dziedzinie wideo – za kogoś takiego mógłbym uznać np. Dela z tvgry, który operuje nie tylko wyczuciem i instynktem, ale też warsztatem i zapleczem teoretycznym. Ja na razie zdaję się właśnie na wyczucie i instynkt oraz może jakieś inspiracje. To takie myślenie, że chcesz osiągnąć jakiś efekt i próbujesz przypomnieć sobie, gdzie coś podobnego było i jak tam sobie z tym poradzono. Wciąż widać to szczególnie w moich relacjach z różnych imprez, bo z premedytacją utrzymuję je w konwencji „amatorskiej” – jakiś przypadkowy typ biega z kamerą i gada głupoty.
AP: Pozwolę sobie odejść na chwilę od GRYOnline oraz tvgry i przenieść uwagę na Twoją działalność poza tymi portalami, acz wciąż w obrębie branży. Możesz pochwalić się profilem na Facebooku jako osoby publicznej, dość aktywnie prowadzonym kanałem na YouTube’ie i relatywnie wpływowym kontem na Twitterze. Porzucając na chwilę wrodzoną skromność, która objawiła się już na początku rozmowy: masz poczucie bycia już teraz kimś w rodzaju gwiazdy, osoby, która wyrobiła sobie markę, przynajmniej na branżowym poletku? Każdy z łatwością zauważy, że Twoje materiały na tvgry należą do zdecydowanie najbardziej lubianych, ale ludzie bardzo pozytywnie odbierają także pozostałą Twoją twórczość. Jak się z tym czujesz? Choć pewnie jeszcze ludzie na ulicy nie proszą Cię o autografy, to spodziewałeś się, że tak fajnie się to rozwinie?
SL: Z tymi aktywnie prowadzonymi kanałami bym nie przesadzał, ale faktem jest, że pewnego dnia postanowiłem zostać gwiazdą YouTube. Mam już grubo ponad 2 tysiące subskrybentów a nie słyszałem, żeby ktoś miał więcej. Jestem więc zdecydowanie marką i chętnie zareklamuję każdy produkt. Niestety, na razie potencjalni inwestorzy nie chcą sponsorować kolejnych odcinków moich brawurowych serii „Co się czai w paczce” i innych. Podpisałem za to umowę o partnerstwo z pewną firmą i zarabiam grube pieniądze na chamskich reklamach. To znaczy niedługo będę, bo na razie próbuję dobić do pułapu 10 zarobionych dolarów.
A mówiąc serio, przy całym tym dystansowaniu się do tematu popularności bardzo mi miło, że komuś moje filmy się podobają. Korzystając z okazji mogę podziękować tym czterem osobom, które zaczepiły mnie na różnych branżowych imprezach i gratulowały filmów. Ze dwa razy zdarzyło mi się też, że deweloperzy, których poznawałem przy okazji pokazu gry, rozpoczynali rozmowę od mamrotania „branża, branża, branża”, czyli „refrenu” z programu #branża, który otrzymał aż dwa odcinki. Spoko, że odbiór akurat tej twórczości jest taki, bo #branża zrobiłem między innymi z ciekawości. Byłem ciekaw, kto się obrazi. Jak na razie chyba wszyscy okazali się mieć poczucie humoru i dystans do siebie.
Oczywiście nie będę czarował nikogo, że nie spodziewałem się, że ktoś obejrzy moje filmy. Nie po to bym je wrzucał do Sieci. Jednak jak wielu moich kolegów raczej nie myślę o tym, czy jestem już sławny, czy nie – staram się robić jak najlepsze rzeczy i szukać nowych pomysłów. Fanpejdże, czy jak to się mówi po złej stronie internetu „funpagi”, stworzyłem raczej z ciekawości niż jako krok w przemyślanej strategii budowania własnej marki. No i dla kontaktu z widzami przy zachowaniu pewnej osłony, bo zdarzają się zabawne akcenty. Ostatnio ktoś poprosił mnie o dodanie na fejsie tylko po to, by po paru dniach wysłać mi wiadomość: „nienawidzę cię”. Spoko, to też jakieś doświadczenie i nie mam tej osobie tego za złe – sam często się nienawidzę, więc w sumie mamy podobne odczucia.
AP: Można chyba powiedzieć, że mniej lub bardziej intencjonalnie wykorzystałeś sytuację (w pozytywnym tej frazy sensie) i swoją popularność przeniosłeś w inne miejsca. Czy wiążesz z tym jakieś plany, czy chciałbyś to dalej rozwinąć i podążyć kiedyś na przykład drogami Rocka, Roja czy Krzysztofa Gonciarza, byłych pracowników GRYOnline, którzy odnieśli w Sieci imponujący sukces? Bez wątpienia masz ku temu predyspozycje, bo nie dość, że Twoje materiały są profesjonalne i treściwe, to jeszcze przyciągają wyjątkową otoczką i realizacją; wbrew swej rzekomej nieśmiałości zdajesz się czuć świetnie przed kamerą i mikrofonem, a Internet lubi oryginalnych ludzi. Może jednak wciąż, mimo upływu lat, spełniasz się w strukturach GRYOnline na tyle, że póki co takich wizji przed sobą nie projektujesz?
SL: To znaczy ja nie wiem, czy mogę wykorzystywać moją popularność, bo tak realnie rzecz biorąc ona jest nijaka – trudno wyrazić ją w jakikolwiek sposób, a co dopiero ukierunkować. Spoko jest na pewno to, że parę osób mnie z filmów kojarzy, więc łatwiej z nimi nawiązać kontakt. Z powodu niektórych wybryków dostałem też parę propozycji współpracy, chociażby od Rocka, który ma swoją stronę i całą ekipę pomagająca mu w ogarnianiu tego tematu. Niestety z braku czasu nie miałem jak się tym zająć, chociaż trochę nawet chciałem, żeby zrobić coś pod prąd – po stronie dziennikarzy wciąż jest sporo jadu w kierunku YouTuberów. No i odkąd związałem się mocniej z GRYOnline dochodzi kwestia pewnego konfliktu interesów – nie to, że ktoś mi zabrania robić czegoś dodatkowego, ale sam chcę unikać niejasnych sytuacji.
Na razie nie planuję większych wyskoków i szukania nowych tematów, bo mamy dużo pracy na tvgry i tu jest spore pole do popisu dla kreatywności. Mamy na tyle spoko sytuację, że w zasadzie każdy z nas może realizować swoje autorskie pomysły – mniej lub bardziej poważne (ostatnio Kacper wystartował z fajnym cyklem Dekonstruktor o rozkładaniu gier na czynniki pierwsze). Sam mam koncepcje na dziesiątki programów na tvgry czy YouTube – od serii kulinarnej dla idiotów aż po program o grach niezależnych w klimatach filmu horroru/gore. Gdyby tylko był czas, żeby to wszystko zrealizować.
AP: Przez rozmowę przetoczyły się nazwiska Twoich współpracowników, poruszyliśmy kwestię Twojej działalności na YouTube’ie i w innych miejscach Sieci, napomknąłeś o swoich dwóch genialnych, trafnych filmikach #branża, a ja nie bez powodu tak często używam w tej rozmowie wyrażenia „branża”. Ciekawi mnie bowiem, dlaczego w zasadzie jako jedyny z całej ekipy GRYOnline (i tvgry), aktywnie angażujesz się w sprawy polskiego dziennikarstwa growego, jesteś rozpoznawalny i regularnie wchodzisz w interakcje z innymi wpływowymi dziennikarzami.
Czuję, że miejsce, gdzie o grach pisze i mówi kilkadziesiąt osób nigdy poza Krzysztofem Gonciarzem i po części Maciejem Makułą, a teraz Tobą, nie miało ani swoich twarzy, ani znaczących osobistości i cała redakcja jakoś odwracała się od konkurencyjnych portali czy magazynów. Zapewne spotykacie się z Polygamią, Gramem czy PSX Extreme na branżowych wyjazdach, być może poszczególne osoby mają ze sobą osobisty kontakt, ale to wciąż mało jak na zdecydowanie najpotężniejszy, z najdłuższą historią portal o grach w Polsce.
Wydaje się, że powinniście przewodzić całej tej grupie, tymczasem poza Tobą ekipa GRYOnline sprawia wrażenie hermetycznej, zamkniętej we własnym światku, odciętej od reszty dziennikarskiej części branży. Wasi autorzy przez długi czas kompletnie nie byli eksponowani, zdawało się niemal, że dla GRYOnline tworzą anonimowie. Jak powiedziałeś, powoli zmienia się to za sprawą angażowania ich w materiały tvgry, z drugiej jednak strony na przykład nie uczestniczą oni nawet w dyskusjach na Twitterze czy Facebooku z innymi dziennikarzami. Powiedz proszę szczerze: czy to słuszna obserwacja i z czego Twoim zdaniem może wynikać taki stan rzeczy? Może ma na to jakiś wpływ lokalizacja – gros redakcji znajduje się w Warszawie, a Wasza mieści się w Krakowie?
SL: Rzeczywiście serwis GRYOnline wydawał się bardzo odczłowieczony – niczym machina obsługiwana tylko przez parę osób. Tak naprawdę dla portalu pracuje dość liczna jak na Polskę ekipa i naprawdę mnóstwo współpracowników. Jak mówiłem, teraz staramy się częściej pokazywać ludzi, którzy nadzorują poszczególne działy serwisu, chociaż szczerze mówiąc niekoniecznie w kontekście branży. Raczej zależy nam na tym, żeby poznali nas czytelnicy i widzowie. Bo na polskim rynku nazwa GRYOnline jednak się pojawia, chociażby przy okazji niedawnej imprezy Digital Dragons. Ostatnio urządziliśmy też turnus po różnych polskich studiach, żeby zobaczyć tworzone gry – ja widziałem chociażby Lords of the Fallen i rozmawiałem na temat Get Even. To nam chyba na razie wystarcza, ale szczerze mówiąc nie jestem najlepszą osobą, żeby opowiadać o polityce serwisu. Ja tylko robię głupie filmiki dla tvgry.
To nie jest zdjęcie opuszczonego miejsca, lecz screenshot z gry Get Even. Hed rozmawiał już z twórcami tej produkcji.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że jestem jedną z nielicznych osób z GRYOnline, która jest bardziej aktywna na zewnątrz. Lubię sobie pomarudzić z różnymi osobami na Twitterze, ale trudno mi tłumaczyć się za innych członków redakcji. Nie każdy czuje taką potrzebę albo po prostu nie ma czasu – roboty jest naprawdę sporo. Na przykład czas na Twittera mam głównie dlatego, że zalegam z wieloma materiałami – tylko proszę nie mówić o tym moim przełożonym. Lokalizacja też pewnie odgrywa tu jakąś rolę, jest też kwestia chęci zachowywania neutralności jako serwis (z tego powodu #branża nie ukazuje się na tvgry, tylko moim prywatnym koncie YouTube). No i może to, że niestety nie mamy zbyt dużo miejsca dla publicystyki odnoszącej się bezpośrednio do kwestii powiedzmy branżowych. Swego czasu pojawił się pomysł, żeby pisać takie felietony, ale, ponownie, nie było na to czasu. Może kiedyś się uda.
AP: Kontynuując wątek GRYOnline, acz od nieco innej strony: Nie masz żadnych obaw odnośnie przyszłości serwisu? Sądzisz, że to na tyle potężny konstrukt, że zawsze będziecie w stanie funkcjonować tak udanie jak dotychczas, zatrudniając pracowników na zdrowych zasadach, płacąc tak wielu współpracownikom, rozwijając się, oferując abonament i notując zyski? Pytam o to choćby w kontekście ostatnich zawirowań na gry.wp.pl czy Niezgranych, dramatycznej sytuacji magazynów o grach, a także ogólnej, obiektywnie ujmując chyba nie najlepszej, chwiejnej kondycji polskiego dziennikarstwa growego.
Istniejecie 13 lat, imponująco jak na lokalne realia, i życzę Wam, abyście dalej tak znakomicie odnajdywali się na tym cholernie trudnym rynku, bo nasza branża potrzebuje takich przykładów, ale czy nie odczuwacie czasem problemów, kryzysów, wątpliwości w obrębie własnej działalności?
SL: Nie, nie mam większych obaw odnośnie przyszłości serwisu. W tym sensie, że nie muszę obawiać się, że z dnia na dzień coś z nim się stanie. Z tego powodu mogę chyba powiedzieć, że mam przywilej pracowania w relatywnie dobrej atmosferze i mogę skoncentrować się na samych grach. Naturalnie to nie jest tak, że siedzimy sobie w redakcji i cały dzień się wygłupiamy – problemy, kryzysy i wątpliwości o różnym natężeniu pojawiają się regularnie, ale chodzi właśnie o to, żeby sobie z nimi radzić. Jak widać, redakcja GRYOnline przez lata to potrafiła. Być może to w części zasługa tego, jak funkcjonuje serwis – to profesjonalna firma, której działania mają dawać wymierne efekty. Jest w tym wszystkim presja, bo musimy myśleć o oglądalności i wynikach. Jednocześnie wciąż jest w tym pasja i poczucie, że działamy w jednej drużynie. Trudno, żeby było inaczej, kiedy gość z marketingu wpada do tvgry pogadać o Demon’s Souls, a prezes na wyjazdach w stylu Gamescomu poświęca każdą wolną chwilę na oglądanie streamów z League of Legends.
Inną sprawą jest to, że GRYOnline stara się zmieniać i dostosowywać do potrzeb rynku. Przez swoje rozmiary serwis robi to z pewną bezwładnością i opóźnieniem, ale i tak jest nieźle. Ostatnio do ekipy dołączył na przykład Adam, który zajmuje się wyłącznie grami MMO/free to play (także przeglądarkowymi). Do jego oficjalnych zadań należy między innymi „lobbowanie na rzecz materiałów o grach MMO”. Stoisz więc sobie przy ekspresie do kawy, wtem podchodzi Adam i mówi: „a może by tak film o jakiejś sieciówce? a może coś o free to play?”. Możesz uciekać, ale już jest za późno… Oczywiście trochę żartuje, bo Adam jest zabawnym gościem i wykorzystuje znacznie bardziej wyrafinowane praktyki wywierania wpływu. Niemniej to znak, że w tym temacie musimy robić więcej, bo po prostu mnóstwo ludzi lubi takie gry.
Mówiąc absolutnie serio, problemy różnych serwisów śledzę ze smutkiem – zresztą niedawno miałem okazję rozmawiać z Cascadem na temat zamknięcia Niezgranych. Ostatnio źle się dzieje też na gry.wp, gdzie chyba obcięto część dla „hardkorowych” graczy na rzecz tylko gier przeglądarkowych. Za granicą jest podobnie, bo co chwilę dowiadujemy się, że coś odpadnie – CVG, sieciowa wersja Edge’a, itd. Ewidentnie widać, że różne koncerny medialne obcinają serwisy, które nie dają im dobrych wyników (bo zakładam, że poszczególne polskie serwisy jednak jakąś przyzwoitą oglądalność wykręcały). Mam nadzieję, że koledzy i koleżanki, którzy przez to tracą pracę, znajdą sobie inne zajęcie. Zawsze można spróbować na GRYOnline – współpracowników szukamy niemal bez przerwy.
AP: Po tak wyrazistym, obszernym opisie pozostaje mi tylko podziękować za rozmowę, z której dowiedziałem się (i, jak sądzę, także czytelnicy) wielu interesujących, zakulisowych rzeczy. Zanim to jednak nastąpi, pozwól mi jeszcze raz posłużyć się sztampą. Co powiedziałbyś młodemu człowiekowi, który pisuje/mówi o grach (tudzież przymierza się do tego) i za kilka lat chciałby uczynić z tego swój sposób na życie? Biorąc pod uwagę szeroko omówione przez nas realia polskiej branży oraz fakt, że tylko nieliczni krajanie są w stanie utrzymać się z takiego zajęcia, doradziłbyś mu, żeby mimo wszystko podążał za swoją pasją czy raczej odpuścił sobie już teraz i poszukał innego, bardziej perspektywicznego, pewnego zajęcia?
SL: Najlepiej rzucić gry i zostać prawnikiem albo lekarzem – słyszałem, że to pewne i poważane zawody. Ale jeśli ktoś już koniecznie musi pisać o tych całych grach – spoko, coś tam uszczknąć się będzie dało. Trzeba tylko przyzwyczaić się do tego, że w odstawkę pójdą wszelkie wygody i luksusy. Zresztą po co komu one – do życia i pisania wystarczą deszczówka i suchary. Z drugiej strony, gry czasem przyślą za darmo! Postraszyć w taki sposób chyba warto, bo powiedzmy sobie szczerze – jeśli ktoś nie jest niezwykle uzdolniony albo obrotny, nie będzie zarabiał kokosów. A jak ktoś jest naprawdę dobry i ma łeb na karku, będzie w stanie odnaleźć się w tym zawodzie. Tyle, że to wymaga czegoś więcej niż po prostu powiedzenia „hej, umiem obsługiwać edytor tekstu” – trzeba poznawać ludzi, wychodzić z własną inicjatywą, trochę kombinować. Może nie powinienem operować nazwiskami, ale jest np. taki Jakub Wójcik z 1ndieWorld. Nie mam pojęcia, czy on coś pisze, nie wiem, czy ktokolwiek go czyta, ale widzę go wszędzie i z każdym – i to jest dobre podejście.
Mówiąc trochę konkretniej, wiele zależy od tego, o jakim etapie życia mówimy. Jak ktoś jest w liceum albo na studiach i lubi, a przede wszystkim potrafi pisać o grach, powinien to robić. Dorobi sobie na jakimś portalu albo po prostu się pokaże – chociażby na swoim blogu. Takie pisanie nawet w miejscach, których nikt nie czyta uczy przecież fachu, bo mimo wszystko umiejętności i kreatywność bardzo się później liczą. Po studiach kiedy szuka się roboty jest pewnie trudniej – załapać się na etat ot tak zdarza się tylko nielicznym. Poleciłbym więc próbowanie wielu rzeczy, w tym chociażby pisanie o gadżetach i technologiach, albo nawet o jakichś melodramatach. Mnie osobiście strasznie bawią portale plotkarskie – jakbym miał więcej czasu, pisałbym na nich pod jakimś pseudonimem. Wydaje mi się, że lepiej mieć w zanadrzu takie poboczne opcje – ja ostatecznie rzecz biorąc nie mam, więc jak zamkną te wszystkie gry, będę pracował na kasie w markecie.
Inną sprawą jest to, że bycie dziennikarzem to tak naprawdę tylko jedna z wielu możliwości w dzisiejszej „branży gier”. W Polsce mamy kilka dużych studiów i parę małych deweloperów. Zakładam, że młody człowiek, który chce pisać o grach umiejętności artystycznych i programistycznych nie ma, więc raczej grafikiem albo programistą nie zostanie. Nawet ci mniejsi deweloperzy coraz częściej szukają jednak innych osób – pisarzy, producentów, tłumaczy, czy chociażby „PR-owców”. Bycie PR-owym naganiaczem nie brzmi pewnie atrakcyjnie, ale co jeśli będziemy pracowali dla jakichś wariatów, z którymi jest duży ubaw? W tej branży często panuje luźna atmosfera – Atlus rozsyła zaproszenia na E3 ze zdjęciem Jezusa z dinozaurem… Wracając do meritum – pisanie dla wielu osób jest tylko punktem wyjścia. Wielu nawet współpracowników GRYOnline siedzi teraz w różnych studiach na bardzo różnych stanowiskach. Także, pisać jak najbardziej, nie zamykać się na inne opcje i podążać za pasją – na końcu tej drogi musi jednak czekać skrzynka ze złotem.
AP: Teraz więc już oficjalnie: dziękuję za rozmowę. Oraz życzę powodzenia, szczególnie w tworzeniu kolejnych materiałów wideo. Niech będą jeszcze bardziej zaskakujące, zabawne, nietuzinkowe, charakterne i po prostu lepsze.
SL: To ja dziękuję za uznanie mnie za osobę na tyle interesującą, że zasługującą na wywiad. Mam nadzieję, że nie składał się on tylko z mojego egocentrycznego wymądrzania się, ale też jakichś przydatnych informacji. Albo chociaż fatalnych pomyłek i nieporozumień, które będzie można wyśmiać na Fejsie albo Twitterze. Pozdrawiam wszystkich widzów, czytelników, znajomych, graczy i ludzi (nie mylić jednych z drugimi). Bez czytelników nie byłoby nas, a bez nas czytelnicy… poradzą sobie świetnie. Musimy więc starać się coraz bardziej.
Jeśli chcielibyście zobaczyć w Rozmowach Pod Palemką konkretną osobę – twórcę gier, dziennikarza growego, przedstawiciela studia, e-sportowca czy kogokolwiek z branży gier – dajcie znać. Ewentualnie pytania do niej również będą mile widziane.
Komentarze (5)
Chyba juz jest późno bo jakoś nie miałem siły przeczytać tego... wywiadu? Eeee... wymiany elaboratów? ;)
Jutro spróbuję się wgryźć w temat na nowo :)
Naprawdę wyczerpujący wywiad :). Aż wstyd się przyznać, ale jak zobaczyłam zdjęcie na stronie głównej, to pomyślałam : " O, to ten koleś od filmików o Dark Souls " :D. Teraz, więc nie pozostaje mi nic innego jak zapoznać się z pozostałą twórczością "tego kolesia".
o, Hed :D mój ulubiony autor filmików na TVGry i w ogóle w internecie. Nie wiedziałam, że Hed ma swój kanał youtube. Już sobie zasubskrybowałam :)
A wywiad bardzo ciekawy.
Najlepszy redaktor tvgry, najlepsze 'kontenty' w sieci :D
Bardzo sympatyczny wywiad. Hed jest przesympatyczną osobą i bardzo miło wspominam jego lekko unurzaną w oparach absurdu relację z ostatniego IEM w Katowicach :)