Dlaczego lubię E3?
Wiem, że to truizm, ale – cholera – jak ten czas pędzi.
Siedzę sobie właśnie przy biurku, wklepując kolejne literki na klawiaturze i popijając herbatę, i ledwo dociera do mnie, że już za dwa tygodnie zaczyna się tegoroczna odsłona targów E3. Cały czas mam świeżo w pamięci E3 2013 i odnoszę dziwne wrażenie, jakby minęło od ich zakończenia co najwyżej kilkanaście tygodni – na kolejne targi jest przecież jeszcze za wcześnie… W końcu jednak zdołałem uświadomić sobie ten fakt i zacząłem przygotowywać się mentalnie do tego wydarzenia. I wywnioskowałem, że strasznie na te targi czekam. Jak co roku.
Poczynając od 2009 roku, mam już za sobą pięć odsłon targów, które śledziłem z pełnym zaangażowaniem. I choć nigdy nie byłem na tej imprezie osobiście, to mam poczucie, że w E3 zawsze uczestniczyłem i de facto niewiele straciłem nie przemierzając fizycznie targowych hal w Los Angeles.
Nie wiem, jak oglądało się targi przed E3 2009, ale od kiedy je śledzę, jest to świetne, niezwykle przyjemne i komfortowe przeżycie. W Internecie transmitowane są na żywo, z roku na rok w coraz lepszej jakości, konferencje wszystkich firm (zazwyczaj pięciu, obecnie czterech, jako że Nintendo postawiło na streamowane, nagrane wcześniej wideo). Do tego giganci tacy jak GameSpot, IGN czy GameTrailers na krótko przed i już podczas właściwych targów codziennie przeprowadzają wielogodzinne relacje live z hal czy ze swoich zaaranżowanych studiów, a cały internet, tak zagraniczny jak i polski, przygotowuje tonę materiałów wideo, tekstów i fotorelacji z tego co dzieje się na E3. Nie wspominam już o zwiastunach, gameplayach czy screenshotach publikowanych przez dziesiątki studiów developerskich i wydawców w trakcie targów, bo od ich nagromadzenia może eksplodować mózg.
Zawsze w poniedziałek około godziny 18, przed rozpoczęciem pierwszej konferencji prasowej, siadam wygodnie na krześle albo na kanapie przed komputerem, przygotowuję sobie coś do jedzenia i picia, zwołuję znajomych, którzy ekscytują się targami równie mocno jak ja i zaczynamy seans, wspólnie komentując i emocjonując się postępującymi wydarzeniami. Obecnie jest to jeszcze prostsze, bo nawet jeśli ktoś nie ma w gronie bliskich sobie osób nikogo, kto podzielałby jego ekscytację targami, wystarczy dołączyć się chociażby do jakiegoś streamu na Twitchu i wspólnie uczestniczyć w tym wydarzeniu. Kolejne zapowiedzi i materiały wideo płyną niczym rzeka miodu, a napięcie nie ustaje ani na chwilę – ciągle coś się dzieje. Maraton trwa niemal do wschodu słońca (w tym roku konferencja Sony skończy się pewnie około 4:30), a w przerwach między konferencjami oglądając na przykład GameTrailers, dostaję fachowe komentarze oraz dodatkowe, interesujące materiały na wyłączność z nadchodzących gier.
Zarywam więc noc, spędzam jakieś dziesięć godzin przed komputerem pod rząd, walczę ze zmęczeniem, niezdrowo się przy tym odżywiając i mimo że to zaledwie wstęp do faktycznych targów (fakt, najbardziej intensywny i pasjonujący, ale wstęp), to uważam ten czas za niezwykle radosny, przyjemny i pełen emocji. Trudno znaleźć mi bezpośrednią analogię do podobnej imprezy w przypadku branży filmowej czy muzycznej, niemniej można chyba stwierdzić, że E3 to prawdziwe święto, na miarę największych imprez sportowych. Nasze święto. Graczy.
To jedyny taki czas w roku – ani Gamescom, ani Tokyo Game Show, ani PAX, ani żadna inna impreza nie może równać się z tym, czego może doświadczyć mający dostęp do Internetu gracz podczas E3. Nie mówię tu o osobistym wyjeździe na targi, nie wiem, prywatnie odwiedziłem jedynie Gamescom i trudno porównać mi atmosferę panującą w Kolonii czy Tokio do tej w Los Angeles. Mam na myśli gracza, który uczestniczy w targach z poziomu swojego domu. I który niewiele, jeśli w ogóle, na tym straci.
Dzięki rozwojowi branży gier i Internetu to „doświadczanie targów” sprzed monitora staje się coraz pełniejsze, ciekawsze, po prostu fajniejsze. Można narzekać, że E3 nie wzbudza już tyle emocji co kiedyś, że niespodzianki ujawniane są na kilka(naście) dni przed startem targów, ale to cały czas najważniejsze wydarzenie w świecie gier, na które czeka się z nadzieją co roku i bezcenne, unikalne przeżycie, które chłonie się garściami. Na odleglejszy plan schodzi to, że pewnie znów nie sprawdzą się huczne zapowiedzi Microsoftu o wypełnionej po brzegi atrakcjami konferencji dla hardcore’owych graczy albo rzekoma, imponująca lista gier, które mają pojawić się podczas briefingu Sony.
Mam nadzieję, że E3 nie obniży nigdy swej rangi i rozmachu, z jakim jest przygotowywane, tak jak miało to miejsce kilka lat temu, i będzie nieustannie elektryzować graczy z całego świata. Nie obchodzi mnie postępująca krytyka, że ta impreza staje się coraz bardziej przewidywalna, coraz nudniejsza i rozwleka się przez wypuszczane do Sieci zapowiedzi oraz zwiastunów na kilkanaście dni przed faktycznym startem. Nie obchodzi mnie, że raz po raz kolejni dziennikarze branżowi uznają, że z takiego czy innego powodu nie jest to już do końca relewantna i tak naprawdę potrzebna impreza. Nie irytuje mnie przesadnie fakt, że na długo przed rozpoczęciem imprezy internauci dyskutują i nakręcają się wzajemnie na setki plotek, dwuznacznych znaków czy niepotwierdzonych informacji, namiętnie dyskutują o swoich oczekiwaniach i nadziejach wobec E3 tak jakby od ich spełnienia miało zależeć ich życie i że co roku każdy zapewnia każdego, że „tym razem to na pewno będą najlepsze targi w historii”. Obecna forma E3 szalenie mi się podoba i po prostu nie wyobrażam sobie bez nich czerwca. To już dla mnie swoisty coroczny rytuał i jedna z rzeczy, która sprawia, że jestem dumny z bycia graczem. Bo mało która branża, jeśli w ogóle jakaś,hwalić się taką unikalną imprezą.
A jak to wygląda u Was? Też cieszycie się jak dzieci na każde kolejne targi i odliczacie minuty do rozpoczęcia pierwszej konferencji, niezdrowo ekscytujecie się zapowiedziami, zwiastunami i prezentacjami gier czy może E3 nie ma dla Was specjalnego znaczenia? Dajcie znać w komentarzach – jestem strasznie ciekaw, czy ktoś podziela mój entuzjazm.